Nie chciałam tej historii na tym blogu opisywać ale niestety sytuacja mnie do tego zmusiła....
Poznałam Olę na oddziale III Kliniki Hematologii i Onkologii w Poznaniu...
Miła sympatyczna wolontariuszka która sama w dzieciństwie chorowała na białaczkę szpikową i jest po przeszczepie ...była taką naszą Iskierką Nadziei i dowodem na wygraną z chorobą,okazało się ,że pochodzi z tych samych stron z których moja przyjaciółka z lat licealnych.W związku z tym wymieniłyśmy się kontaktem do siebie...(.i to był mój błąd ale wówczas o tym nie wiedziałam),ponieważ chciałam znów znaleźć kontakt z Anką już dawno utracony i przez ostatnich parę lat przeze mnie poszukiwany ...Na początku mój kontakt z smsowy z Olą był sporadyczny. Wiedziałam ,że przygotowuje akcje rowerową by pozyskać fundusze dla Kliniki we Wrocławiu co też mnie trochę zdziwiło dlaczego nie do Poznańskiej skoro mieszka blisko Poznania...ale z racji tego,że leczyła się kiedyś we Wrocławskiej klinice to pomyślałam ,że to jest właśnie powód...Pewnego dnia przyszła ze swą przyjaciółką Emi na oddział....Emilka wzięła ze sobą gitarę.Dziewczynki na sali były baaaardzo zadowolone i buziaczki im się śmiały... To był piękny widok zwłaszcza dla nas, mam chorych dzieci widząc jak w szpitalnych warunkach na chwile zapominają o swojej chorobie ...i jak tu nie być wdzięcznym wszystkim wolontariuszom, którzy wnoszą radość do tego szpitalnego świata...Tak byłam wdzięczna Oli za to ,że przyszła ,że przyprowadziła ze sobą Emilkę...
Nie wiedziałam ,że o to właśnie chodziło Oli... że zostały zarzucone na mnie jej sidła....
kontakt nasz nadal był sporadyczny aż do czasu kiedy okazało się ,że Ola ma ...nawrót choroby...
Wówczas kiedy była załamana i dostawałam od niej SMS że jest źle że zawiodła wszystkich itp pisałam jej chcąc ją pocieszyć...potem to szło już lawinowo... masa smsów z informacją ,że stan się pogorszył że są przerzuty,że nic nie da się zrobić...że pozostało już tylko hospicjum...
płakałam wiele razy słysząc o każdym pogarszającym się stanie o tym jak jest źle...Jak Ola się źle czuła,czy spała po ataku padaczki to wówczas pisałam z Mamą Oli..Rozumiałam ją ,jej lęk pocieszałam...w trakcie rozmów telefonicznych ,rozmów na GG smsów dostawałam od Oli informacje ,że potrzebują określoną sumę pieniędzy bo Urząd Gminy przysłał im pismo ,iż muszą zapłacić za mieszkanie ,które im przyznano z racji rozbiórki starego domu a one tam nie mieszkały,że na leczenie potrzebują pieniędzy bo Ola musi dostać lek ,który nie jest refundowany...
Mama Oli napisała mi kiedyś ,że Olka zawsze marzyła o maszynie do pisania,ale że im się "nie przelewa" nie mogła sobie pozwolić by jej kupić.Postanowiłam wtedy zdobyć fundusze i kupić jej maszynę...Pisałam do sklepów, dzwoniłam, powiedziałam również o tej sprawie Gosi z DDP która przekazała informacje i zaangażowani byli wolontariusze z Drużyny Dobrego Pasterza z Fundacji Mam Marzenie gdyż prosiłam o pomoc w tej sprawie wolontariuszke Elizę,rodzice chorych dzieci których poznałam w klinice... by prywatnie spełnić jej marzenie bo z racji wieku nie kwalifikowała się do Fundacji MM...
Udało się maszyna została zakupiona...mówiłam też wśród znajomych o tej sytuacji ,że można by wpłacać pieniądze na Oli konto w fundacji by zebrać fundusze na leczenie....
Kiedy poprosiłam o nr konta fundacji - mama Oli nie chciała podać tłumacząc się tym że nie może, bo nie chce by były ujawniane w internecie ponieważ są problemy z Oli tatą ,nie chcą by się dowiedział czegokolwiek o stanie Oli..Kiedy chciałam zorganizowac przyjazd do kliniki w której Ola miała być, by wraz z wolontariuszami wręczyć jej maszynę i wspomniałam ,że chciałabym ją odwiedzić nagle w nocy dostawałam SMS ,że stan Oli się pogorszył i przewożona będzie do innej kliniki....kiedy wiele rzeczy coraz bardziej przestało mi "pasować" zaczęłam analizować wiele faktów,szperać w necie i "grać w jej grę" by upewnić się ,że moje podejrzenia o kłamstwach są słuszne.Na początku robiłam to tylko dla siebie by upewnić się a raczej uspokoić swoje sumienie bo ":Jak mogę podejrzewać tak ciężko chorą osobę o to ,że kłamie..." szukając dowodów na jej kłamstwa bądź zaprzeczenie moich podejrzeń doznałam szoku... kiedy brnęłam w moje"małe śledztwo"okazało się ...że jest ich wiele.Zadzwoniłam do Kliniki w której miała być Ola ,by dokładnie dowiedzieć się na jakiej sali leży by móc zrobić jej niespodziankę i wręczyć maszynę ....doznałam szoku bo okazało się że jej tam nie ma i nie było...Nie wydalam się przed Ola ,że cokolwiek podejrzewam ,że dzwoniłam do kliniki...poinformowałam dziewczyny co wiem- były w szoku. Podjęłyśmy nasze wspólne śledztwo " dalej grając w jej grę...im dalej szukałyśmy tym więcej kłamstw wychodziło na jaw...powiem krótko Ola oszukała wiele osób ...nigdy nie chorowała na białaczkę,na żaden rodzaj nowotworu...naciągała wiele osób na swoją chorobę,wiele osób reagowało sercem i pomocną dłonią...wspierając ją na różne sposoby ...materialnie,duchowo...
To ona utworzyła blog "Listy dla Martyni"...rozmawiając na Skype mówiła Martynce ile to już kartek i listów przyszło,że niedługo wszystko jej prześle albo przywiezie osobiście...niestety do dnia dzisiejszego nic Martynia nie dostała...
Któregoś dnia kiedy po raz kolejny moje dzieci modliły się o zdrowie dla Oli nie wytrzymałam ...powiedziałam im pardwę ,że Ola nas okłamała...że nie jest chora...
Wyrazu twarzy moich dzieci nie zapomnę do końca życia...Martynka zaczęła płakać pytając..."Mamo to Ola mnie nie lubi ,że nas okłamała?"" Mamo zadzwoń do niej powiedz ,że powinna nas przeprosić,bo nie wolno kłamać..."Płakałam razem z nimi...
Nie wiem dlaczego to zrobiła,po co jej to,czy to nowy sposób zarabiania na życie... zabijanie nudy...brak mi słów...
Wiem być może ktoś powie ,że zapłaciłam za swoją naiwność i jeszcze wciągnęłam w to dzieci...
Nie...zapłaciliśmy za dobre serce i chęć niesienia pomocy...
Osoby chore, bądź mające chore dzieci wiedzą jak to jest kiedy się otrzymuje pomocną dłoń i kiedy istnieje możliwość by podać pomocną dłoń innemu potrzebującemu nie waha się by to uczynić.
Mój wpis jest po to by ostrzec innych by byli bardziej czujni...by pokazać jaki jest jej sposób na to by "złapać ofiarę" w internecie jest pełno jej wpisów ,blogów ...z naszych informacji wynika ,że 'działa " już od ponad 4 lat...powielając ten sam schemat...
Jeśli ktoś chce zapoznać się ze szczegółami "naszego śledztwa"głównie z naszymi dowodami zapraszam na blog....
Najważniejsze jest to by nie tracić, mimo wszystko wiary w drugiego człowieka ,by nadal wyciągać pomocną dłoń tym, którzy ją bardzo potrzebują...bo nigdy nie wiemy co przyniesie nam "jutro" ,czy nie okaże się że my sami staniemy po drugiej stronie...czego oczywiście nikomu nie życzę.
Dlatego jeszcze raz pragnę podziękować tym wszystkim ,którzy nie odwrócili sie od nas w tych
trudnych dla nas chwilach i wspierali nas w jakikolwiek sposób,naszym sąsiadom,rodzinie,znajomym.Tym którzy wyciągneli do nas pomocną dłoń wtedy kiedy nas poznali własnie w tym trudnym czasie.. "Ciociu-Babciu"-Marysiu,Gosiu, Emi wiem ,że nie lubicie jak sie Wam dziękuje a zwłaszcza publicznie :)) Dziekuję Wam bardzo,cokolwiek życie nam przyniesie zawsze bedziecie w naszych sercach...
Ewka- Siorka kocham Cię i dziękuje bardzo za to ,że przy nas byłaś jesli nie mogłaś osobiście to czuliśmy obecność i wsparcie Twoje i Twojej rodziny...
Nie spsób wymienić tu wszystkich...ale Ci którzy nam pomagali i pomagają nadal ,wiedzą ,że jesteśmy im wdzięczni...
Podaje link do bloga który powstał we współpracy z Emi i Gosią
Każdy ,kto został oszukany przez Olę może opisać swoją historię i się z nami skontaktować. wszelkie namiary na blogu o Oli. zapraszam do lektury:
http://www.czarodziejka-ola.blogspot.com/
Poznałam Olę na oddziale III Kliniki Hematologii i Onkologii w Poznaniu...
Miła sympatyczna wolontariuszka która sama w dzieciństwie chorowała na białaczkę szpikową i jest po przeszczepie ...była taką naszą Iskierką Nadziei i dowodem na wygraną z chorobą,okazało się ,że pochodzi z tych samych stron z których moja przyjaciółka z lat licealnych.W związku z tym wymieniłyśmy się kontaktem do siebie...(.i to był mój błąd ale wówczas o tym nie wiedziałam),ponieważ chciałam znów znaleźć kontakt z Anką już dawno utracony i przez ostatnich parę lat przeze mnie poszukiwany ...Na początku mój kontakt z smsowy z Olą był sporadyczny. Wiedziałam ,że przygotowuje akcje rowerową by pozyskać fundusze dla Kliniki we Wrocławiu co też mnie trochę zdziwiło dlaczego nie do Poznańskiej skoro mieszka blisko Poznania...ale z racji tego,że leczyła się kiedyś we Wrocławskiej klinice to pomyślałam ,że to jest właśnie powód...Pewnego dnia przyszła ze swą przyjaciółką Emi na oddział....Emilka wzięła ze sobą gitarę.Dziewczynki na sali były baaaardzo zadowolone i buziaczki im się śmiały... To był piękny widok zwłaszcza dla nas, mam chorych dzieci widząc jak w szpitalnych warunkach na chwile zapominają o swojej chorobie ...i jak tu nie być wdzięcznym wszystkim wolontariuszom, którzy wnoszą radość do tego szpitalnego świata...Tak byłam wdzięczna Oli za to ,że przyszła ,że przyprowadziła ze sobą Emilkę...
Nie wiedziałam ,że o to właśnie chodziło Oli... że zostały zarzucone na mnie jej sidła....
kontakt nasz nadal był sporadyczny aż do czasu kiedy okazało się ,że Ola ma ...nawrót choroby...
Wówczas kiedy była załamana i dostawałam od niej SMS że jest źle że zawiodła wszystkich itp pisałam jej chcąc ją pocieszyć...potem to szło już lawinowo... masa smsów z informacją ,że stan się pogorszył że są przerzuty,że nic nie da się zrobić...że pozostało już tylko hospicjum...
płakałam wiele razy słysząc o każdym pogarszającym się stanie o tym jak jest źle...Jak Ola się źle czuła,czy spała po ataku padaczki to wówczas pisałam z Mamą Oli..Rozumiałam ją ,jej lęk pocieszałam...w trakcie rozmów telefonicznych ,rozmów na GG smsów dostawałam od Oli informacje ,że potrzebują określoną sumę pieniędzy bo Urząd Gminy przysłał im pismo ,iż muszą zapłacić za mieszkanie ,które im przyznano z racji rozbiórki starego domu a one tam nie mieszkały,że na leczenie potrzebują pieniędzy bo Ola musi dostać lek ,który nie jest refundowany...
Mama Oli napisała mi kiedyś ,że Olka zawsze marzyła o maszynie do pisania,ale że im się "nie przelewa" nie mogła sobie pozwolić by jej kupić.Postanowiłam wtedy zdobyć fundusze i kupić jej maszynę...Pisałam do sklepów, dzwoniłam, powiedziałam również o tej sprawie Gosi z DDP która przekazała informacje i zaangażowani byli wolontariusze z Drużyny Dobrego Pasterza z Fundacji Mam Marzenie gdyż prosiłam o pomoc w tej sprawie wolontariuszke Elizę,rodzice chorych dzieci których poznałam w klinice... by prywatnie spełnić jej marzenie bo z racji wieku nie kwalifikowała się do Fundacji MM...
Udało się maszyna została zakupiona...mówiłam też wśród znajomych o tej sytuacji ,że można by wpłacać pieniądze na Oli konto w fundacji by zebrać fundusze na leczenie....
Kiedy poprosiłam o nr konta fundacji - mama Oli nie chciała podać tłumacząc się tym że nie może, bo nie chce by były ujawniane w internecie ponieważ są problemy z Oli tatą ,nie chcą by się dowiedział czegokolwiek o stanie Oli..Kiedy chciałam zorganizowac przyjazd do kliniki w której Ola miała być, by wraz z wolontariuszami wręczyć jej maszynę i wspomniałam ,że chciałabym ją odwiedzić nagle w nocy dostawałam SMS ,że stan Oli się pogorszył i przewożona będzie do innej kliniki....kiedy wiele rzeczy coraz bardziej przestało mi "pasować" zaczęłam analizować wiele faktów,szperać w necie i "grać w jej grę" by upewnić się ,że moje podejrzenia o kłamstwach są słuszne.Na początku robiłam to tylko dla siebie by upewnić się a raczej uspokoić swoje sumienie bo ":Jak mogę podejrzewać tak ciężko chorą osobę o to ,że kłamie..." szukając dowodów na jej kłamstwa bądź zaprzeczenie moich podejrzeń doznałam szoku... kiedy brnęłam w moje"małe śledztwo"okazało się ...że jest ich wiele.Zadzwoniłam do Kliniki w której miała być Ola ,by dokładnie dowiedzieć się na jakiej sali leży by móc zrobić jej niespodziankę i wręczyć maszynę ....doznałam szoku bo okazało się że jej tam nie ma i nie było...Nie wydalam się przed Ola ,że cokolwiek podejrzewam ,że dzwoniłam do kliniki...poinformowałam dziewczyny co wiem- były w szoku. Podjęłyśmy nasze wspólne śledztwo " dalej grając w jej grę...im dalej szukałyśmy tym więcej kłamstw wychodziło na jaw...powiem krótko Ola oszukała wiele osób ...nigdy nie chorowała na białaczkę,na żaden rodzaj nowotworu...naciągała wiele osób na swoją chorobę,wiele osób reagowało sercem i pomocną dłonią...wspierając ją na różne sposoby ...materialnie,duchowo...
To ona utworzyła blog "Listy dla Martyni"...rozmawiając na Skype mówiła Martynce ile to już kartek i listów przyszło,że niedługo wszystko jej prześle albo przywiezie osobiście...niestety do dnia dzisiejszego nic Martynia nie dostała...
Któregoś dnia kiedy po raz kolejny moje dzieci modliły się o zdrowie dla Oli nie wytrzymałam ...powiedziałam im pardwę ,że Ola nas okłamała...że nie jest chora...
Wyrazu twarzy moich dzieci nie zapomnę do końca życia...Martynka zaczęła płakać pytając..."Mamo to Ola mnie nie lubi ,że nas okłamała?"" Mamo zadzwoń do niej powiedz ,że powinna nas przeprosić,bo nie wolno kłamać..."Płakałam razem z nimi...
Nie wiem dlaczego to zrobiła,po co jej to,czy to nowy sposób zarabiania na życie... zabijanie nudy...brak mi słów...
Wiem być może ktoś powie ,że zapłaciłam za swoją naiwność i jeszcze wciągnęłam w to dzieci...
Nie...zapłaciliśmy za dobre serce i chęć niesienia pomocy...
Osoby chore, bądź mające chore dzieci wiedzą jak to jest kiedy się otrzymuje pomocną dłoń i kiedy istnieje możliwość by podać pomocną dłoń innemu potrzebującemu nie waha się by to uczynić.
Mój wpis jest po to by ostrzec innych by byli bardziej czujni...by pokazać jaki jest jej sposób na to by "złapać ofiarę" w internecie jest pełno jej wpisów ,blogów ...z naszych informacji wynika ,że 'działa " już od ponad 4 lat...powielając ten sam schemat...
Jeśli ktoś chce zapoznać się ze szczegółami "naszego śledztwa"głównie z naszymi dowodami zapraszam na blog....
Najważniejsze jest to by nie tracić, mimo wszystko wiary w drugiego człowieka ,by nadal wyciągać pomocną dłoń tym, którzy ją bardzo potrzebują...bo nigdy nie wiemy co przyniesie nam "jutro" ,czy nie okaże się że my sami staniemy po drugiej stronie...czego oczywiście nikomu nie życzę.
Dlatego jeszcze raz pragnę podziękować tym wszystkim ,którzy nie odwrócili sie od nas w tych
trudnych dla nas chwilach i wspierali nas w jakikolwiek sposób,naszym sąsiadom,rodzinie,znajomym.Tym którzy wyciągneli do nas pomocną dłoń wtedy kiedy nas poznali własnie w tym trudnym czasie.. "Ciociu-Babciu"-Marysiu,Gosiu, Emi wiem ,że nie lubicie jak sie Wam dziękuje a zwłaszcza publicznie :)) Dziekuję Wam bardzo,cokolwiek życie nam przyniesie zawsze bedziecie w naszych sercach...
Ewka- Siorka kocham Cię i dziękuje bardzo za to ,że przy nas byłaś jesli nie mogłaś osobiście to czuliśmy obecność i wsparcie Twoje i Twojej rodziny...
Nie spsób wymienić tu wszystkich...ale Ci którzy nam pomagali i pomagają nadal ,wiedzą ,że jesteśmy im wdzięczni...
Podaje link do bloga który powstał we współpracy z Emi i Gosią
Każdy ,kto został oszukany przez Olę może opisać swoją historię i się z nami skontaktować. wszelkie namiary na blogu o Oli. zapraszam do lektury:
http://www.czarodziejka-ola.blogspot.com/
Jestem w szoku !! w Wielkim szoku ! że można zrobić coś takiego !!
OdpowiedzUsuńDobrze że Martynka jest w Marzycielskiej Poczcie i teraz na prawdę dostaje listy.
życzę Pani aby już nigdy więcej nie spotkało Pani takie coś. Pani i nikogo innego. ! to straszne !!
Poznałam Olę w DDP i byłam z nią na akcji walentynkowej w szpitalu. Jestem w szoku i na prawdę nie wiem jak mogła to zrobić.
OdpowiedzUsuńMartynkę bardzo pozdrawiam i cieszę się że wraca do zdrowia :)
Ją także poznałam na onkologii w Poznaniu a teraz odkryłam stronę marzycielskiej poczty i mam zamiar wysłać Martynce piękną kartkę :)
Panią również pozdrawiam
jejku... brak mi słów normalnie.....
OdpowiedzUsuńurzekła mnie wasza historia, ide przechlać 1%
OdpowiedzUsuń