Pomoc dla Martyni

Pomoc dla Martyni
apel

środa, 12 lutego 2014

kolejna rocznica....

Za 6 dni minie 4 "rocznica"... a ja już od jakiegoś czasu przeżywam wszystko "od nowa" czasem zastanawiam się czy kiedykolwiek będę potrafiła "nie przeżywać" aż tak silnie....
znów widzę oddział...jazdę karetką,czuje ten ból ,strach...i widzę moja Kruszynkę w łóżeczku patrzącą na mnie pytającym i przerażonym wzrokiem... to takie trudne...jest wiele rzeczy z tego okresu o których nadal nie mogę mówić tak bolą,,,pisać już tez pomału nie daję rady bo łzy napływające do oczu rozmazują wszystko...
Są tacy ,którzy mówią..".ale to już było ,minęło, teraz jest ok jest remisja trzeba się cieszyć " tak cieszę się i to bardzo ale lęk i strach jest nadal jak przyjaciel zawsze przy mnie- każda infekcja,gorsze samopoczucie ,ból nóg,pleców... wzbudza we mnie lęk i strach...
Nie chcę przenosić tych emocji na resztę rodziny staram się ale nie wiem na ile mi to wychodzi tym bardziej ,że dzieci są jak barometry-wyczuwają nastrój rodziców. Martyśka w ogóle ma jakiś "radar" gdy zdarzy mi się gdzieś czmychnąć  na bok i uronić łzę to Ona zaraz jest obok i pyta "Mamuś co się stało?"Czasem nieźle muszę sie natrudzić by Jej powiedzieć cokolwiek ,nie by ją "spławić" i powiedzieć coś na odczepne tylko by nie wybuchnąć płaczem i jej nie wystraszyć.Czasem mówię,że jest mi smutno i porozmawiamy później a czasem stać mnie tylko na to by ją przytulić i powiedzieć "Kocham Cię" i wtedy na to wszystko najczęściej przybiega Michaś i pada pytanie "Co się stało?" więc Martyśka odpowiada "Mamie jest smutno." I już następne łapki otaczają mnie i jest mi cudownie,ciepło i mogłabym tak trwać w tym "przytulasie" na zawsze :-)
Michaś i Martyśka mają coś z bliźniąt :-) taką specyficzną więź -choć był czas taki ,że niektórzy myśleli ,że są bliźniakami:-)  Kiedy Martyśka była w Klinice, Miki spędzał czas w jej pokoju,miał problem by rozmawiać z nią przez telefon-tęsknota była tak silna,że kiedy usłyszał jej głos w słuchawce nie był w stanie wydusić z siebie słowa i znikał w jej pokoju-płakał...
Kiedy rozmawiał ze mną najczęściej było to pytanie "Kiedy wrócicie do domu?" wtedy to z kolei ja dusiłam łzy i tę "kulę " w gardle która mnie dławiła i mogłam tylko odpowiedzieć :Nie wiem..."
Ten strach lęk, ból , który towarzyszył mi-nam był nie tylko  związany z Martyśką, martwiliśmy się również o chłopców-jak to wszystko zniosą ,jak dadzą radę przetrwać ten trudny czas i jak on się odbije na ich przyszłości.Martwiłam się o Bartka -przecież w internecie mógł znaleźć wiele informacji na temat białaczki i to nie koniecznie tych, które chciałabym by poznał bynajmniej nie w taki sposób.Co mogłam,umiałam,wiedziałam to wytłumaczyłam kończąc prośbą by nie szukał informacji w necie tylko pytał nas a my w miarę naszej wiedzy odpowiemy.
Te 8 miesięcy w Klinice mimo rozłąki zbliżyło nas do siebie z pomocą Bożą daliśmy radę :-)
Strach i lęk pozostał miłość-jeśli to w ogóle możliwe-jest silniejsza :-) dała nam moc-siłę i daje nadal...
a słowa  BŁ.Jana Pawła II  "Musicie być mocni mocą miłości, która jest potężniejsza niż śmierć"-które były z nami  wtedy, są nadal i prośba o Jego wstawiennictwo za nami.Na kolędzie Ksiądz powiedział mi jeszcze o Św. Ricie... no Św Rito no to teraz i Tobie będziemy "zawracać głowę" :-)
 No cóż...na dziś kończę...jutro wstanę z zapuchniętymi oczami  a rano  z Martyśka na rehabilitację idę to nie mogę straszyć ludzi :p a jeszcze mnie pakowanie czeka ...
Jedziemy do Dziadków może ta wiosenna pogoda poprawi mi nastrój  i poszalejemy na łonie natury co prawda nie na śniegu ale mi osobiście nie przeszkadza wiosna zimą bo Martyśka  nękana przez wysypkę w taką wiosenną pogodę, dłużej na świeżym powietrzu może przebywać :-)

wtorek, 11 lutego 2014

No to się opuściłam w pisaniu :p 
Obiecałam cd na temat adaptacji Martyski w szkole więc postaram się wywiązać z obietnicy :-)
Jest lepiej :-)))))))
 Rozmawiałam Wychowawczynią Martysi P. Gosia jest super :-) Rozmawiałam także z P. psycholożką szkolną.Można by rzec ,że jest ok :-)) Rozmowy w takich sytuacjach nie są łatwe z reszta jak każde poważne rozmowy.My rodzice przewlekle chorych dzieci,dzieci po ciężkich chorobach często odbierani jesteśmy jako przewrażliwieni, roszczeniowi rodzice -często nie znaczy zawsze,ale to wystarczy by mieć opory do poruszania :ciężkich" tematów.Na szczęście mi się udało przez to przebrnąć bez poczucia , że zostałam odebrana jako "nadopiekuńcza,przewrażliwiona mamuśka " :-) 
Martyśka zadowolona i to najważniejsze:-) z resztą sobie poradzimy -jak zawsze :-)