Pomoc dla Martyni

Pomoc dla Martyni
apel

czwartek, 24 lutego 2011

Wypadałby coś napisać ale sama nie wiem co...
troche się działo ...i nic nie działo ...
taka proza życia codziennego...
Moje myśli ciagle krążą wokół "rocznicy"...więc nie jest łatwo tak normalnie funkcjonować wiele rzeczy wyprowadza mnie z równowagi szybciej niż normalnie...
Najważniejsze ,że wyniki Martyni są w porządku :-)
Wczoraj byliśmy w Poznaniu .Kolejne nakłucie lędzwiowe i kolejna chemia dokanałowa,planowo juz ostatnia i oby tak było...czeka nas jeszcze nakłucie szpikowe ale to opiero na koniec leczenia podtrzymujacego.
Martynia jak zwykle zniosła dzielnie wszystkie"zabiegi" a Pani Doktor wraz z Pielegniarką  nawet mnie pochwaliły za poczucie humoru w takiej sytuacji życiowej jaka nas spotkała,no cóz trzeba sobie jakoś radzić prawda? :-)Odwiedziła nas też nasza kochana wolontariuszka Gosia,dzięki której pobyt na poczekalni jest dla naszych Bąków znośny a nawet wręcz im się raczej podoba;-)Misiaczek nasz na samo hasło jazdy do kliniki dostawał "dziwnego" zachowania;-) a odkąd udaje sie Gosi do nas dotrzeć to nie ma mowy o tym by z nami nie jechał za każdym razem kiedy mamy jechać do Poradni pada pytanie z ust Misiaczka :"a Gosia będzie? ";-) Martynia z kolei nawet jak juz możemy wracaćdo domu po kilku  godzinach spędzonych w poradni chce jeszcze zostać i pobawić się z Gosiaczkiem :-)no nawet im się nie dziwie Michu ogrywa Gosię w warcaby a Martynia zazwyczaj wygrywa wszystkie zagadki i ogólbnie super sie bawią więc gdzie mają się spieszyć?? :-)Dziękuję Ci Gosik nawet nie wiesz ile to dla nas znaczy:-)
..........
Dziś byłyśmy na spacerku mrozik wyszczypał Martyni policzki a słonko wygrzało i wcale nie chciało jej sie wracać do domku, no a jak tu wracać skoro jest śnieg i mozna się nim pobawic? Tropić ślady na śniegu chodzić po innych śladach i robić górkę(nawet jej nie przeszkadzało ze śnieg się nie lepi :-)  )
przy okazji wysłałyśmy list do Amelki ,która przysłała Martyni dużo kartek dzięki Marzycielskiej Poczcie -Amelko dziekujemy Ci Słoneczko:-)
Wiecie ta Marzycielska Poczta to super sprawa widząc uśmiech na twarzy dziecka z każdej kartki ,listu ,prezenciku -bezcenne .Pisanie listów do chorych dzieci przez zdrowe dzieci
 uwrażliwia je jak i  pokazuje jakie potraią być wrażliwe spontaniczne...
Martynia dostała piękny list i przepiękny rysunek od Karolka(11 lat) który nas bardzo wzruszył, narysował dla Martyni" Misia Uzdrowienia" czyż to nie piękne?Karolku jesteś wielki i masz wielkie wrażliwe serduszko dziękujemy Ci Skarbie.
Wszystkim dziękujemy ,jesteśnie naprawdę kochani WIELKI BUZIAK taki specjalny jak to Martynia mówi
wysyłam do księżyca a Wy łapcie :-)))))))

czwartek, 17 lutego 2011

Mija Rok...

Dziś mija rok jak trafiłyśmy do Kliniki....
W głowie mam obraz pierwszych dni na oddziale...
ten strach, lęk niepokój...ból,nie da się tego opisać.Nie da się opisać uczuć ,które wtedy nami targały...
W głowie ciągle  pytania..co dalej ,co robić,tyle pytań...zero odpowiedzi...trzeba było sobie wiele  poukładać...ale jak ,jak to zrobić,skoro w głowie mętlik z przerażenia....wszystko obce wokół nas....obcy ludzie...obce miejsce,obce łóżeczko....ale mamy siebie...córeczka ma mnie a ja ją....Boże ...dodaj sił o nic więcej Cię nie proszę teraz tylko o siły dla nas byśmy przetrwali ten trudny czas...nie wiem Panie o co mam Cię prosić...nie pytam Dlaczego my? ,dlaczego moja kochana córeczka?...tylko dlaczego dzieci ....?Panie po co?Jaki masz w tym cel...?Do czego jesteśmy Ci tu teraz potrzebne?...i znów obce twarze uśmiechających się do nas ludzi...patrzę się na nich i znów pytanie...jak mogą się uśmiechać? widzę mamę jednej dziewczynki uśmiechnięta z makijażem na twarzy ,fryzura...i znów mysli i pytania...Jak ty, ona może tak wyglądać...tak pięknie...to nie zarzut może wtedy ...troszkę....idę dalej przez hol który wydaje się ciągnąć bez końca...idę zrobić herbatkę mojej córeczce....kiedy wreszcie dojdę do tej kuchni...przeciez mówiono mi ,że jest blisko...pokazywano mi gdzie co jest, tu jest kuchnia ..tu łazienka...tu....nie pamiętam ...nic nie pamiętam z tego co mi pielegniarka pokazywała....a hol nadal się ciągnie....długi obcy....wreszcie jest kuchnia....znów obcy ludzie...co ja chciałam ...a herbatkę córuni zrobić....ktoś coś do mnie mówi ..ja przytakuję ,ktoś mnie obejmuję ...przytula i mówi ..."wszystko będzie dobrze zobaczysz..."a mi następne pytanie do głowy przychodzi...a skąd ty możesz wiedziec? .....ale ogólnie miło ,że ktoś coś zrobił w moim kierunku...
herbatka gotowa wracam na sale do mojej córeczki....i znów brnę przez hol który ciągnie się i ciągnie....
jestem na sali widzę Martynie ...leży uśmiecha się do mnie ledwo ma siłę coś powiedzieć ...ale się uśmiecha...Boże nie zabieraj mi tego uśmiechu....próbuje uśmiechać się też ,nie wiem jak wygląda grymas na mojej twarzy ale obawiam się ,że mało przypomina uśmiech...próbuję coś powiedzieć ...ale głos uwiązł mi w gardle....Kocham Cię córeczko... tylko tyle jestem w stanie jej w tym momencie powiedzieć...
Ktoś wchodzi...pielęgniarka...następna kroplówka...po jej wyjściu Martynia pyta.".mamuś a kiedy pójdziemy do domku?"....Boże dodaj sił....co mam jej powiedzieć....mówię ..,że jak Pani doktor powie ,że możemy pójść ,że najpierw muszą zbadać krewkę dać lekarstewka i jak już będzie wszystko w porządku to pojedziemy do domku ale to trochę potrwa...Nie wiem na ile zrozumiała odpowiedziała "Będę myślała by szybko być zdrowa..."uśmiechnęła się do mnie napiła herbatki i położyła na podusi...mówiąc ze jest spiąca i chyba trochę się prześpi "Bo przecież jak się śpi to się szybko jest zdrowym prawda mamo?"Tak Kochanie...odpowiedziałam....weszła P. Ordynator prosi mnie do gabinetu....zna diagnozę....boję się....ale muszę iść....Boże gdzie jest mój mąż...chciałam by przy mnie był...by synowie byli w tym czasie z Martynią...
nie było to możliwe...wiem ale tak bardzo ich wtedy potrzebowałam....weszłyśmy do gabinetu...P.Ordynator zaczęła do mnie mówic....usłyszałam ...białaczka...leczenie długotrwałe...chemia...w tym momencie chciałam uciec stamtąd...wziac Martynię na ręce i uciec jak najdalej od kliniki...Poznania ...schować się gdzieś ..nie to nie może być prawda oni się mylą nie to nie możliwe ....nie,nie ,nie....
w końcu wyszłam z gabinetu....nie wiem juz czy długo czy krótki był ten hol po prostu był...na przeciw mnie szła moja Kruszynka z "ciocią" pielęgniarką... na przeswietlenie zapytała mnie czy wiem gdzie iść czy ....ale zobaczyła moja twarz...zapytała"Była Pani U P. Ordynator?"choc raczej to było stwierdzenie niż pytanie...skinęła mi głową...ona na to ..."Wiesz Martynia mama musi zadzwonić do tatusia a ja pójdę z Tobą i ..."..dalej już nic nie słyszałam...pomyslałm tak faktycznie muszę zadzwonić do Andrzeja....ale jak mam to zrobić..jak mam powiedzieć przez telefon że nasza córeczka.....ale muszę nie mam wyjścia ....ubrałam się wyszłam na dwór....nie pamiętam przebiegu naszej rozmowy....pamiętam jak było mi ciężko...jak marionetka prowadzona przez ..nie wiem kogo udałam się na szybkie zakupy gdyż miałam zakodowane w głowie ze muszę dokupić piżamkę dla Martyni...i grzebień lub szczotkę do włosów..na tak do włosów...ale czy będzie jeszcze jej potrzebowała?znów kłębiły mi się mysli i słowa białaczka, chemia,piżama ,grzebień....a serce pękało z bólu....jak ona to zniesie?...co zrobią chłopcy?przeciez Michaś taki zżyty ze mną z Martynią...co z Bartusiem ...jak my to wszystko ogarniemy....Boże ..dodaj nam sił...wróciłam do sali w której martynia leżała...podałam jej pieska którego kupiłam ,bo okazało się ze w tym pospiesznym pakowaniu nie zabrałyśmy jej pluszowego misia z którym spała od urodzenia..."To dla mnie?"skinęłam głową ..."Dziękuję mamusiu,wiesz jak go nazwę? Kapsik."...no tak Kapsik nasz piesek..a co z psem czy możemy go miec? czy będzie trzeba go oddac?...następne pytania....rany ile jeszcze pytań w głowie się pojawi ...kto na nie odpowie...znów gardło ściśnięte...a tu telefon dzwoni...ja nie chce ...nie chce rozmawiać ...co mam mówic...nie mogę...nie potrafię,.... nie chce...nie chce płakać przy córuni a nie jest łatwo mówic przez telefon tym co są po drugiej stronie słuchawki co i jak...ja chcę obudzić się wreszcie z tego koszmaru ..tak,tak to jest tylko koszmar...to nie może się dziać naprawdę....zaraz się obudzę....a telefon ..odbieram moja rozmowa to: "tak,nie wiem,tak,dajemy radę..musimy... .może,jeszcze nie wiadomo...długo..zobaczymy ...no dzieki i nawzajem ..no ..ok..papa."..czwartek ...piatek...przyjechał Andrzej..brak slów nie wiadomo co powiedziec przytuleni przez chwilę staliśmy na dworze"Nie płacz będzie dobrze zobaczysz wszystko będzie dobrze...."a ja znów pytanie w głowie mam -a skąd ta pewność Kochanie?skąd...weszliśmy do Martyni..serce moje pękało...chwilę zdążyliśmy nacieszyć sie sobą..ale "ciocia"pielegniarka wzięła Martynię na badania -pobranie szpiku-znów...potem my do P. Ordynator do gabinetu poszliśmy...rozmowa z P. Ordynator kiedy nie byłam sama już nie była taka straszna jak dzień wcześniej..choć równiez trudno bylo to wszystko poskładać w umyśle w całość logiczną ,po południu Andrzej musiał już wracac do synków.jak oni sie czują?Jak dadza sobie radę z tym wszystkim?przecież my dorosli mamy z tym problem..Praca..jeny przecież ja od wrzesnia podjęłam pracę w przedszkolu...co z pracą?muszę zadzwonic ...do dyrekcji..ale co mam powiedziec?,że nie wrócę?,jesli tak to nie wiem kiedy?  ....z Martynią coś znów nie tak....dodatkowe problemy ..nie wiem co jest grane...Martynia wymiotuje... ma biegunkę...temperaturę.. znów badania ..kroplówka za kroplówką..dzień,noc...rano następne badania...przed południem..zmiana oddziału...zakaźny bo załapała jeszcze "rotawirusa..." Boże ...dodaj sił...
pobyt na zakażnym....nie ...dziś nie mam siły o tym pisać....to najtrudniejszy czas...to co wtedy tam się działo...co przeżyłam...wie tylko Bóg i ja...


piątek, 11 lutego 2011

Wróżka Zębuszka:-)

Ktoś mnie tu pogania do napisania notki  o Wróżce Zębuszce....
Ale moja wena poszła na ferie...heheh
Wiecie  jak to jest bynajmniej ta część, która posiada własne "Miniaturki"(spodobało mi sie to okreslenie dzieci ,użyte przez moją kochaną Gosieńkę) kiedy dzieciątko sie rodzi czeka się na to"pierwsze"
Pierwszy uśmiech,pierwszy ząbek, pierwsze słowo...itd.
Potem dzieci czekaja na pierwsza klasę,pierwsze kieszonkowe (w przeciwieństwie do rodziców ;-) )
no i na to kiedy wypadnie ten pierwszy ząb i odwiedzi je w nocy Wróżka Zębuszka... z kasiorką oczywiście
Nasza Martynia też już doczekała tej chwili...
Wróżka Zębuszka odwiedziła Martynie właśnie podczas wizyty u Babci do której napisała wierszyk.
Już nie jednokrotnie pytała kiedy w końcu wypadnie jej pierwszy ząbek tym bardziej ,że ruszał się już od dłuższego czasu ale ,że nasze Słoneczko osczędza ząbki -nie zjadajac skórek od chleba to wszystko trwało dłużej:-)
W końcu nadszedł ten moment....przyszła do mnie i mówi..."Mamo ząbek mnie boli ale on już leży na boku.."pokazała bużkę chwyciłam ząbka dosłownie wisiał na "niteczce",chciała chyba tak na wszelki wypadek zapłakać ale nie zdążyła...tylko zapytała "Krew mi leci?"...no ale wiecie troche trudno zrozumieć mówiące z cały czas otwartą buźka dziecko.... hehehe poszłysmy do łazienki wypłukała buziaczka
zobaczyła swój ząbek na mojej ręce i..... "Mamo kiedy przyjdzie do mnie Wróżka Zębuszka i weźmie tego ząbka?"
Ja jej na to ,że może dopiero jak będziemy w domku(nie miałam pojecia czy mam odpowiednią  gotówkę przy sobie)
Ona  na to " No co ty mamo ,przecież Wróżka Zębuszka wszędzie mnie znajdzie bo ona wszystko wie."
I z dumnie podniesioną głowa poszła wzystkim się pochwalić swoim "Nowym uśmiechem".
mi pozostało tylko zrobić przegląd portfela by być przygotowaną na nocne podchody....w poszukiwaniu ząbka pod poduszką co było nie lada wyczynem....
Kiedy rano wstała przyszła do mnie do pokoju ..zapytałam czy była Wróżka Zębuszka ...chyba jej sie zapomniało...wróciła z powrotem zadowolona trzymajac w ręku "kasiorkę"i oczywiscie ogłaszając wszem i w obec ,że Wróżka Zębuszka ją znalazła i zakończyła to chwytając sie jedną ręką pod boczek lekko przechylajac główkę, ze swym nowym pięknym uśmiechem..."A nie mówiłam?"

Tak niewiele trzeba by pomóc...: Zagrożona przyszłość Marzycielskiej Poczty..

Czasem tak niewiele trzeba ,by wielu miało radość i siłę....
Marzycielska Poczta daje wiele radości naszym dzieciom ,daje im siłę do walki z choroba,pozytywną energię i przede wszystkim poczucie ,że nie są same...że maja przyjaciół choć nie mogą ich zobaczyc w tym momencie twarzą w twarz..."Wiara czyni cuda" .... Każdy ma min. na mysli wielkie cuda uzdrowień ....a kto powiedział ,ze takie małe cuda jak pomoc ludzi wielkiego serca, jak karteczki z z ciepłymi słowami,  pieknymi rysunkami małych dzieci,malutkich drobiazgów mieszczacych sie w malutkich kopertach,słów w listach ,tych podpisanych i tych anonimowych,.... takich płynących prosto z  WIELKIEGO SERDUCHA-kto powiedział ,że to nie może  doprowadzić do wielkiego cudu uzdrowienia.....Może ,a przede wszystkim daje  wielką siłę do walki...
Dlatego proszę zajrzyj i ty na tę stronę....
Tak niewiele trzeba by pomóc...: Zagrożona przyszłość Marzycielskiej Poczty..: " Co prawda o Marzycielskiej Poczcie ostatnio coraz głośniej.. Reportaż o Natalce w TVP2, o Patryku w TVP2, artykuły w pras..."

wtorek, 8 lutego 2011

Wiersz dla Babci..:-)

Wiersz dla Babci

"Witaj Babciu gdy patrzę na Ciebie
to sloneczko dla mnie lśni,
Babciu gdy patrze na Ciebie
to słoneczko do mnie wraca.
Gdy już będzie wiosna
to będziemy dłużej razem.
Jak będzie już lato
aniołki cały czas będą mnie strzec
i będą dawać mi zdrowie
tobie też napewno Babciu.
kocham Cię Babciu"

autor  Martynka Małecka
4-02-2011