Pomoc dla Martyni

Pomoc dla Martyni
apel

poniedziałek, 11 listopada 2013

Szkoła...radość i... rozczarowanie...

Wreszcie nadszedł ten upragniony przez Martynkę czas chodzenia do szkoły :-)
tak wiem to już prawie polowa listopada a dopiero notka na ten temat,tylko ,ze gdyby pisać wcześniej to nie byłoby za bardzo o czym.
Teraz już jest pewien pogląd na sprawę...
Wcale nie jest tak różowo...
Nauka sama w sobie ok :-) są praktycznie same 6 :-) ale jeśli chodzi o kontakty z koleżankami i kolegami oraz adaptacją-tu jest gorzej...
Po za mną to chyba wszyscy jak nie większość myślała ,że Martynka nie będzie miała z tym problemu...
Wygadana,uśmiechnięta ,pełna optymizmu,nie poddająca się ,dzielna dziewczynka ale wbrew pozorom jednak bardzo nieśmiała,bojąca się odrzucenia (jak każdy)
Kiedyś  jeszcze w czasie indywidualnego toku nauczania P. Psycholog zapytała Martynkę czy czuje się inna ,gorsza niż inne dzieci na co Martyśka odpowiedziała "Nie zastanawiałam się nad tym ,nie myślę o tym.nie skupiam się nad tym- bo przecież każdy jest inny":-) i to była super odpowiedz,dziś jest jednak inaczej..
Kiedy dzieci pytały mnie, które z nich kocham bardziej to zawsze odpowiadałam im ,że kocham ich tak samo mocno ale każdego  trochę inaczej,bo każdy z nich jest inny,że nie ma dwóch takich samych ludzi i że inny nie znaczy gorszy-lepszy po prostu każdy ma swoją osobowość,wygląd,poglądy...itd... że każdy jest inny- wyjątkowy :-) że to jest fajne bo gdyby wszyscy byli tacy sami byłoby nudno :-) do dziś kiedy czasem (chyba tak dla przekory ) jedno z nich pyta:-  "Mama kochasz mnie bardziej niż..." bądź stwierdza "Mama mnie kocha bardziej" to zaraz drugie odpowiada "Mama kocha nas tak samo mocno ale każdego inaczej bo każdy z nasz jest inny- wyjątkowy" :-):-) :-)
Przykro mi kiedy Martyśka po powrocie ze szkoły mówi "Nie mam się z kim bawić w szkole" :-( i opowiada jak to jest na przerwach ,że najczęściej bawią się w "ganianego"  i ,że to nie jest fajne bo zawsze ją łapią pierwszą ,że szybko się męczy i nie lubi się w to bawić więc sobie tak sama chodzi.a kiedy bywają deszczowe dni to tworzą się grupki na korytarzu  i nie ma z kim rozmawiać.kiedy pytałam czy podchodzi do jakiejś grupki i próbuje z nimi zagadać,czy też jak bawią się w grupkach to czy pytała czy może się dołączyć- wtedy odpowiadała,że nie bo byłoby jej przykro gdyby się nie zgodzili, bo gdyby chcieli się z nią bawić to by ją zaprosili do zabawy..Namawiałam ją by spróbowała- tłumacząc jej ,że faktem jest to ,że jest "nowa" w klasie ,że oni już chodzą ze sobą  co najmniej rok jak nie dłużej i już zdążyli się poznać a jej jeszcze nie znają i ona ich też więc wszyscy razem muszą się "dotrzeć"i tak jak Ona boi się ,że się nie zgodzą tak samo Oni mogą nie mieć odwagi zaprosić ją do wspólnej zabawy myśląc tak samo. Podpowiadałam ,ze jeśli nie lubi zabawy w "ganianego" to może zaproponuje jakąś zabawę... Trochę trwało zanim spróbowała.Ma już koleżanki ale często jednak bywa na uboczu...
Kiedy była chora pierwszy raz po rozpoczęciu roku szkolnego-chodziłam do jej koleżanki po lekcje,kiedy z powodu wyjazdów do lekarzy specjalistów nie była w szkole- chodziła sama do niej
 a kiedy znów zachorowała-byłyśmy bardzo miło zaskoczone kiedy dwie koleżanki z jej klasy przyszły by podać jej lekcje :-) było to bardzo miłe :-)
Myślałam ,że już jest ok ale dziś kiedy mi powiedziała "Mama wcale nie jest tak fajnie w szkole jak myślałam,nie lubię za bardzo chodzić do szkoły"  to zrobiło mi się bardzo przykro :-( zaczęła opowiadać jak jest- owszem ma koleżanki czasem rozmawiają z nią ale częściej bywa na uboczu i nawet jak podchodzi do rozmawiających dziewczynek i próbuje z nimi zagadać to słyszy "To nie twoja sprawa idź sobie"...
Chłopcy wiadomo jak chłopcy to wiek w którym bawią się ze sobą. 
Ja wiem i zdaję sobie sprawę ,że być"nowym" wcale nie jest łatwo bo któż z nas nie był "nowym"jak nie w szkole to w pracy i wiemy jak jest i że na wszystko potrzeba czasu.Wierze głęboko w to ,że się zaaklimatyzuje w szkole i będzie miała koleżanki i kolegów.Widzę ,że ogólnie jest lepiej niż było na samym początku gdzie po powrocie ze szkoły opowiadała zszokowana o tym jak to dzieci biegają,przepychają się ,że nie raz "dostała z łokcia",a to ja ktoś popchnął itd myśląc że to wszystko specjalnie w nią wymierzone-tłumaczyłam wówczas że tak jest w szkole ,że to normalne i by nie myślała ,że jej nie lubią i dlatego tak robią ,że ot  po prostu "szkolne życie"  wydaje mi się ,że już do tego się przyzwyczaiła.
Najgorzej jest kiedy wraca do szkoły po nieobecności...jakby wszystko zaczynała od nowa...
No to się rozpisałam... na dziś koniec cdn...