Pomoc dla Martyni

Pomoc dla Martyni
apel

piątek, 28 grudnia 2012

święta...radość i strach....

Czas przedświąteczny: miły, radosny czas oczekiwania,wspólne przygotowywanie ,sprzątanie-mniej fajne-ale jednak wspólnie spędzony czas .Martynka garnęła się do wszelkiej pomocy ,najchętniej jednak do pomocy przy przygotowywaniu posiłków :-)-rośnie mi pomocnica :-)
Mimo radosnego czasu oczekiwania na święta strach nie opuszcza...może nawet się nasila -chyba uraz po świętach Wielkanocnych - z początku choroby Martysi-które spędziłyśmy w Klinice....
Kilka dni przed wizytą kontrolną w Poznaniu zaniepokoiło mnie "coś" w trakcie wieczornego rytuału: kołysanka,myzianko:-) głaskając Martynie po brzuszku "coś"wyczułam- z lewej strony na wysokości wątroby..znów. strach .... nie mogłam doczekać się wizyty kontrolnej... choć im bliżej tym stres był większy...
19 grudzień wizyta  kontrolna w Poradni ...
z racji tego że wysypka znów daje o sobie znać zadzwoniłam do P. Prof Dermatolog i umówiłam się na wizytę ,w związku z tym zaplanowałam sobie ,że najpierw pojedziemy do Poradni ONkologicznej ,zarejestrujemy się  pobiorą Martyni krew i pojedziemy do Kliniki Dermatologicznej...
No cóż plan to jedno a życie drugie ...
Okazało się ,ze na Poradni Onkologicznej  system nie działał jak należy w związku z tym nie wiadomo co i o której ,przez co nie mogliśmy jechać do Poradni Dermatologicznej tak jak planowałam.No to miałam nerwy czy zdążymy bo u P. Prof. Dermatolog  mieliśmy być najpóźniej o 12:00
ok godz 11:00 weszliśmy do P. Prof -poprosiłam by zbadała brzuszek Martyni bo albo mam jakieś schizy albo... po badaniu okazało się ,że nic mi się nie wydaje ...wątroba jest powiększona -ale niby mam się tym nie stresować.-z całym szacunkiem -łatwo mówić... Oczywiście by była jasność nie mam pretensji do P. Prof. w ogóle to jestem wdzięczna Lekarzom  i Pielęgniarkom z Kliniki Hematologii i Onkologii z Oddziału III w Poznaniu , Lekarzom i Pielęgniarkom z Oddziału Zakaźnego VIII oraz z Poradni za ich trud i poświęcenie :-)
Wizyta u P.Prof zakończona ale po  wyniki mam dzwonić na dzień następny ...
pojechaliśmy do Kliniki Dermatologicznej-okazało się ,ze P. Prof zachorowała no i tu problem czy nas ktos w ogóle przyjmie -pominę szczegóły -przyjęła nas bardzo miła P. Dr.:-)
przepisała leki i powiedziała ze trzeba Martynkę przyjąć na oddział -ale na razie poczekamy ,aż sprawy hematologiczne będą ok ,więc jak na wiosnę będzie miała już usunięty port to wtedy przyjmą ją do Kliniki Dermatologicznej i będą szukać przyczyny wysypki.
No więc udało nam się w jeden dzień odbyć dwie wizyty :-)
Zostało czekanie na wyniki...
Nerwy miałam już tak napięte ,że kiedy zadzwoniła P. Prof i powiedziała, że wyniki są w porządku- zwyczajnie się rozkleiłam....
Czas przedświąteczny pędził jak szalony ... ale się wyrobiliśmy, no bo przecież z taką pomocnicą nie było innej opcji-no żeby nie było- mężczyźni też pomagali jedni mniej drudzy więcej  ;-) ale jednak pomoc była :-)
Wigilia
Wreszcie Wigilia :-) Dzieciaki nie mogły doczekać się prezentów :-) normalka heheh (przywilej dzieci ale czy tylko dzieci?? hehe)Wieczerza skonsumowana- więc czas na poszukiwanie pod choinką prezentów :-) a że Mikołaj, by zdążyć obdarować wszystkie dzieci, tym razem zostawił juz w nocy prezenty pod choinką to Michaś z Martynią jakoś tak dziwnie krążyli przy choince już duużo wcześniej i coś tam sobie szeptali...:-) -toteż poszukiwania nie trwały zbyt długo :-)
Martynia dostała mikrofony Michaś ukochane klocki lego... więc czas na zabawę(mam tylko nadzieję,że sąsiedzi nam wybaczą heheh bo wiadomo głosy dzieci wydawane przez mikrofon do cichych nie należą :-)
trochę pośpiewali  sobie później troszeczkę pograłam kolęd -dzieci śpiewały :-)
Święta -czas upłynął szybko na jedzeniu hehehe zabawach ,graniu śpiewaniu :-)
Nerwy jakoś tak zmniejszyły się...
aż do dzis...
Głaszcząc Martynię po brzuszku  odniosłam wrażenie ,że jakby się wątroba bardziej powiększyła...
Tak mnie strach ogarnął ,ze nie mogłam sobie miejsca znaleźć...
Nie wiem czy to wszystko jest mieszanką emocji związanych z Eryczkiem (kto był na FB albo NK wie o co chodzi)
Sama nie wiem...wiem jedno...boję się...
Zobaczymy po Nowym Roku -chyba zadzwonię do Poradni albo udam się u nas z Martynia na USG.albo jedno i drugie...
Strach,lęk...trudno jest się z nimi zaprzyjaźnić...
Panie dodaj sił...



2 komentarze:

  1. Czasem trudno się nie bać, grunt w tym żeby on nigdy nie przysłaniał nadziei! Ściskam :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Doskonale to znam-strach jako towarzysz życia. Mój synek zachorował na RMS embryonale w 2009r. Jest po chemii, w lipcu 2009 operacja, potem znów chemia. Jest 3 lata od zakończenia leczenia, prawie 4lata od rozpoznania choroby... Misio ma 5,5 roku, jest super maluchem. Jest zdrowy. Żyje jak zdrowy superchłopak-przedszkole, angielski, zabawa, uczy się czytać... A ja-jestem inną osobą. Misio ma kaszel-Boże wznowa!. Stan podgorączkowy-cholera, nawrót! Jest bladawy-szybko badania! Długo śpi-czy się czasem coś nie dzieje? Przed kontrolą stres potworny. Po kontroli jak sie dowiaduję że wszystko ok łzy mi same lecą. Michał mi mówi-mama ja jestem zdrowy! Nie badaj mnie!.
    A tak poważnie-idź z córką na USG. Nie czekaj. anna

    OdpowiedzUsuń