Okres przedświąteczny wzbudzał we mnie niepokój,może z racji tego ,że poprzednie święta Wielkiejnocy spędziliśmy oddzielnie ja z Martynią w klinice a Andrzej z chłopcami w domu...i chyba pozostał jakiś uraz-tak myślałam...We wtorek byliśmy na kontroli w Poradni ChR,wszystko ok wyniki w normie samopoczucie dobre.W środę próbując zagłuszyć mój niepokój ostro wzięłam sie do pracy... chcąc zrobić sobie przerwę weszłam do kuchni by zrobić sobie kawkę, Martynia jak zwykle "Zosia-Samosia" weszła na krzesło by sięgnąć sobie danonka z lodówki ....nagle przeszła mi myśl "SPADNIE !!"i potoczyło sie jak w zwolnionym filmie ...odwracałam się by chwycić Martynię widziałam jak spada lecz nic nie mogłam zrobić...wystraszyłyśmy się obie..Wzięłam ją na ręce i poszłam do Przychodni.Po ogędzinach okazało się że siniak spory, ranka jest mała i nie trzeba szyć z racji na umiejscowienie trzeba smarować maścią z antybiotykiem.Bolec może dośc mocno i to parę dni.Wróciłysmy do domu,zalecenia p.Dr wykonywane.
W piątek rano pojawiła się wysypka...telefon do Poradni ChR,wizyta w naszej Przychodni, konsultacja "naszej p.Dr z Przychodni " z "naszą P. Dr z PChR"- wysypka- pokrzywka, leki odczulajace i odstawić chemię.podejrzenie reakcji alergicznej na maść.po poludniu wysypka "prawie" zniknęła-ulga dla Martyni bo nie swędzi ,dla mnie -wiadomo.Wieczór-wysypka rzuciła się ze zdwojoną siłą...kolejna dawka leków odczulajacych...niby lepiej-nocka względna rano w miarę sobota wieczór...wysypka zajęła już całe ciało...wyglądała tak jakby ktoś wziął pokrzywy i wysmagał ją całą... znów strach,lęk ...czy to kiedyś się zmieni?????
Telefon do kliniki- zalecenie by została zbadana przez lekarza pediatrę...godz 19:30 do najbliższego szpitala...P.Dr po oględzinach stwierdziła że to nie reakcja na maść,że w domu raczej nie damy rady i trzeba położyć Martynię na oddział...jednak z racji "panującego" tam rotawirusa i energii, która ogólnie Martyni nie opuszczała P.Dr stwierdziła ,że moze jednak spróbujemy w domu, przepisała dodatkowo jeszcze leki i wróciłyśmy.Świąteczna niedziela rano- mała wysypka prawie żadna...po wyjściu na dwór po 5 min powrót do domu wysypka znów się nasiliła... poniedziałek świąteczny z rana w miarę później znów co raz większa na zasadzie"pojawiam się i znikam" z róznym nasileniem.Wieczorem spakowałam walizę i wtorek rano pojechaliśmy do Poznania po wczesniejszym telefonie do PCh R.
P.Dr. po badaniu stwierdziła ze to wysypka alergiczno-toksyczna...
wysypka mniejsza ,morfologia w normie i do domu reszta wyników później i w piątek znów mamy przyjechać na dalsze badania...
W piątek rano pojawiła się wysypka...telefon do Poradni ChR,wizyta w naszej Przychodni, konsultacja "naszej p.Dr z Przychodni " z "naszą P. Dr z PChR"- wysypka- pokrzywka, leki odczulajace i odstawić chemię.podejrzenie reakcji alergicznej na maść.po poludniu wysypka "prawie" zniknęła-ulga dla Martyni bo nie swędzi ,dla mnie -wiadomo.Wieczór-wysypka rzuciła się ze zdwojoną siłą...kolejna dawka leków odczulajacych...niby lepiej-nocka względna rano w miarę sobota wieczór...wysypka zajęła już całe ciało...wyglądała tak jakby ktoś wziął pokrzywy i wysmagał ją całą... znów strach,lęk ...czy to kiedyś się zmieni?????
Telefon do kliniki- zalecenie by została zbadana przez lekarza pediatrę...godz 19:30 do najbliższego szpitala...P.Dr po oględzinach stwierdziła że to nie reakcja na maść,że w domu raczej nie damy rady i trzeba położyć Martynię na oddział...jednak z racji "panującego" tam rotawirusa i energii, która ogólnie Martyni nie opuszczała P.Dr stwierdziła ,że moze jednak spróbujemy w domu, przepisała dodatkowo jeszcze leki i wróciłyśmy.Świąteczna niedziela rano- mała wysypka prawie żadna...po wyjściu na dwór po 5 min powrót do domu wysypka znów się nasiliła... poniedziałek świąteczny z rana w miarę później znów co raz większa na zasadzie"pojawiam się i znikam" z róznym nasileniem.Wieczorem spakowałam walizę i wtorek rano pojechaliśmy do Poznania po wczesniejszym telefonie do PCh R.
P.Dr. po badaniu stwierdziła ze to wysypka alergiczno-toksyczna...
wysypka mniejsza ,morfologia w normie i do domu reszta wyników później i w piątek znów mamy przyjechać na dalsze badania...
Mam ciarki za każdym razem kiedy czytam lub słyszę historie ludzi zmagających się z nowotworami, najgorsze ze dotyka to również tak małe dzieci.
OdpowiedzUsuńsama przeszłam chemioterapie kilka lat temu, wiem jakie to ciężkie i ile jest strachu..
Pozdrawiam was serdecznie!
Martynko jesteś bardzo dzielna ,życzę Ci dużo dużo zdrówka i wiele uśmiechu
przesyłam buziaki i trzymam kciuki! ;)