W środę 8 maja byliśmy w Poznaniu w Klinice Alergologicznej.Martyska miała miała wykonane testy skórne z których wynika ,że nie ma alegii na pyłki i grzyby.Ma natomiast bardzo wrażliwą skórę.P.alergolog powiedziała ze to uczulenie na zimno powinno minąć- wiadomo,że nie mozna określić kiedy ale jest nadzieja :-)
W czwartek mielismy wizytę kontrolną w Poradni Onkologicznej i mieliśmy umówic się na termin usunięcia portu.Kiedy czekaliśmy za wizytą ,poszłam na Chirurgię umówic termin :-) Z chirurgiem szukaliśmy dogodnego terminu... udało mi się załatwić coś mało możliwego ;p Dzięki wsparciu p.Sekretarki zostaliśmy przyjeci na oddział :-) Poszłam na Poradnię i powiedziałam Martyni "Dziś zostajemy na oddziale a jutro będziesz miała zabieg usunięcia portu :-) " hmm... ja sie cieszyłam ale Martyśka nie bardzo...no w sumie nie dziwie jej się... Po wizycie u p.Doktor poszłyśmy na Oddział Chirurgiczny.Martysia była trochę zestresowana ale z odsieczą przyszły wolontariuszki :-) Gosia a potem Marta :-)Dziękuję dziewczyny :-)
Marta przyniosła ze sobą Pacynki : Biedronkę i Myszkę :-) i one uratowały nastrój Martyśki ponieważ nie wzięła ze sobą swojego misia które ma od urodzenia i który towarzyszył jej we wczesniejszych pobytach w szpitalu. Pacynki zostały z Martyśką :-)- Dziękuję Martuś :-)
Kiedy "ciocia" pielęgniarka przyszła zmierzyć Martyśce temperaturę okazało się ,że ma stan podgorączkowy... pomyślałam sobie "no pięknie..." a ciocia powiedziała "Martyśka a ty co znowu....?"Na szczęscie nic więcej się nie działo.Wieczorem temperatura była w normie. :-)
Nadszedł "TEN" dzień...byłam zastresowana- bardziej niż myślałam...Kiedy ciocie pielęgniarki przyszły by zawieźć Martynię na blok operacyjny moje nerwy sięgały zenitu...Odprowadziłam z nimi Martyśkę tak daleko jak mogłam i zapewniałam ,że będę tam gdzie obiecałam-czyli najblizej jak mogę-przy drzwiach...Kiedy dzrzwi się zamknęły...puściły mi hamulce....łzy spływały mi po twarzy...bałam się ,po prostu się bałam...ok może to tylko zabieg...ale jednak kazdy zabieg niesie za sobą ryzyko...jest to przeciez ingrencja chirurgiczna pod narkozą -ogólnym znieczuleniem a nie miejscowym...jedni nazywaja to operacją inni zabiegiem -jak zwał tak zwał ...ale tam na bloku operacyjnym było moje dziecko i miałam prawo się bać...
Kiedy ciocie pielęgniarki wyszły rozkleiłam się bardziej ... poszłam do Kapliczki Szpitalnej pomodliłam się i wróciłam przed drzwi...nerwy ...nerwy...nerwy... na wózku inwalidzkim podjechała do mnie dziewczynka-Zosia miała może z 4-6 lat- nie wiem -zasypywała mnie pytaniami :-)"Dlaczego Maja(jej maskotka ) jest brudna?,dlaczego tu stoję ,"dlaczego nie wiem -dlaczego jej maskotka jest brudna" dlaczego Gucio ma na imie Gucio" Dlaczego mam na imię Kamilla"Dlaczego ona ma na imię Zosia ?...dlaczego...dlaczego... :-) była słodka :-)
Oderwała mnie od rozmyślań i strachu choć na chwilę...Dziękuję Zosieńko :-)
Po 45 minutach wyszedł lekarz mówiąc ,że juz po zabiegu i wszystko jest ok :-)
czekałam aż ciocie pielegniarki wyjadą z Martynią z bloku,spoglądając na zegarek..5 min,7 min...10 min...nagle patrzę idzie lekarz który przeprowadzał zabieg za nim następny a trzeci prawie biegnie...weszli na blok operacyjny a moja wyobraźnia zrobiła swoje....te nerwy które miałam w trakcie zabiegu były niczym w porównaniu z tym co zaczęłam czuć w tym momencie...myślałam ,że z Martynia coś się dzieje....byłam przerażona, nie umiałam zebrać myśli oprócz jednej...Boże proszę .... po kolejnych 5 min które dla mnie były wiecznością... ciocie wiozły na łóżku Martyśkę...Wszystko było w porządku :-) ach ta wyobraźnia...
Kiedy Martyśka już się porządnie wybudziła czekała ją niespodzianka :-) Wizyta wolontariuszek Gosi,Marty i Magdy :-)Magda przyniosła ze sobą gitarę :-) Dziękuje Madziu :-) no nie muszę mówić jaki uśmiech pojawil się na twarzy Martyśki :-)
A to taka mała sesja zdjęciowa :-)
A na tych słynne "YEA"
Ten uśmiech na twarzy mówi wszystko :-)Nasza dzielna Księżniczka :-) :-) :-)
W czwartek mielismy wizytę kontrolną w Poradni Onkologicznej i mieliśmy umówic się na termin usunięcia portu.Kiedy czekaliśmy za wizytą ,poszłam na Chirurgię umówic termin :-) Z chirurgiem szukaliśmy dogodnego terminu... udało mi się załatwić coś mało możliwego ;p Dzięki wsparciu p.Sekretarki zostaliśmy przyjeci na oddział :-) Poszłam na Poradnię i powiedziałam Martyni "Dziś zostajemy na oddziale a jutro będziesz miała zabieg usunięcia portu :-) " hmm... ja sie cieszyłam ale Martyśka nie bardzo...no w sumie nie dziwie jej się... Po wizycie u p.Doktor poszłyśmy na Oddział Chirurgiczny.Martysia była trochę zestresowana ale z odsieczą przyszły wolontariuszki :-) Gosia a potem Marta :-)Dziękuję dziewczyny :-)
Marta przyniosła ze sobą Pacynki : Biedronkę i Myszkę :-) i one uratowały nastrój Martyśki ponieważ nie wzięła ze sobą swojego misia które ma od urodzenia i który towarzyszył jej we wczesniejszych pobytach w szpitalu. Pacynki zostały z Martyśką :-)- Dziękuję Martuś :-)
Kiedy "ciocia" pielęgniarka przyszła zmierzyć Martyśce temperaturę okazało się ,że ma stan podgorączkowy... pomyślałam sobie "no pięknie..." a ciocia powiedziała "Martyśka a ty co znowu....?"Na szczęscie nic więcej się nie działo.Wieczorem temperatura była w normie. :-)
Nadszedł "TEN" dzień...byłam zastresowana- bardziej niż myślałam...Kiedy ciocie pielęgniarki przyszły by zawieźć Martynię na blok operacyjny moje nerwy sięgały zenitu...Odprowadziłam z nimi Martyśkę tak daleko jak mogłam i zapewniałam ,że będę tam gdzie obiecałam-czyli najblizej jak mogę-przy drzwiach...Kiedy dzrzwi się zamknęły...puściły mi hamulce....łzy spływały mi po twarzy...bałam się ,po prostu się bałam...ok może to tylko zabieg...ale jednak kazdy zabieg niesie za sobą ryzyko...jest to przeciez ingrencja chirurgiczna pod narkozą -ogólnym znieczuleniem a nie miejscowym...jedni nazywaja to operacją inni zabiegiem -jak zwał tak zwał ...ale tam na bloku operacyjnym było moje dziecko i miałam prawo się bać...
Kiedy ciocie pielęgniarki wyszły rozkleiłam się bardziej ... poszłam do Kapliczki Szpitalnej pomodliłam się i wróciłam przed drzwi...nerwy ...nerwy...nerwy... na wózku inwalidzkim podjechała do mnie dziewczynka-Zosia miała może z 4-6 lat- nie wiem -zasypywała mnie pytaniami :-)"Dlaczego Maja(jej maskotka ) jest brudna?,dlaczego tu stoję ,"dlaczego nie wiem -dlaczego jej maskotka jest brudna" dlaczego Gucio ma na imie Gucio" Dlaczego mam na imię Kamilla"Dlaczego ona ma na imię Zosia ?...dlaczego...dlaczego... :-) była słodka :-)
Oderwała mnie od rozmyślań i strachu choć na chwilę...Dziękuję Zosieńko :-)
Po 45 minutach wyszedł lekarz mówiąc ,że juz po zabiegu i wszystko jest ok :-)
czekałam aż ciocie pielegniarki wyjadą z Martynią z bloku,spoglądając na zegarek..5 min,7 min...10 min...nagle patrzę idzie lekarz który przeprowadzał zabieg za nim następny a trzeci prawie biegnie...weszli na blok operacyjny a moja wyobraźnia zrobiła swoje....te nerwy które miałam w trakcie zabiegu były niczym w porównaniu z tym co zaczęłam czuć w tym momencie...myślałam ,że z Martynia coś się dzieje....byłam przerażona, nie umiałam zebrać myśli oprócz jednej...Boże proszę .... po kolejnych 5 min które dla mnie były wiecznością... ciocie wiozły na łóżku Martyśkę...Wszystko było w porządku :-) ach ta wyobraźnia...
Kiedy Martyśka już się porządnie wybudziła czekała ją niespodzianka :-) Wizyta wolontariuszek Gosi,Marty i Magdy :-)Magda przyniosła ze sobą gitarę :-) Dziękuje Madziu :-) no nie muszę mówić jaki uśmiech pojawil się na twarzy Martyśki :-)
A to taka mała sesja zdjęciowa :-)
Sławny "gest Kozakiewicza" Ktory Martyśka pokazała chorobie :-) |
Ten uśmiech na twarzy mówi wszystko :-)Nasza dzielna Księżniczka :-) :-) :-)